poniedziałek, 14 października 2013

Wszystko kwitnie

Na zakończenie tematu wakacji – wspomnienie, którym chcę się z Wami podzielić.
Był jeden z przepięknych, słonecznych dni tego długiego jak dawniej, jak w dzieciństwie, lata. Razem z moją mamą, dwiema ciociami i kuzynem jechaliśmy odwiedzić rodzinę. Samochód wspinał się krętą, stromą drogą ponad Jeziorem Rożnowskim, coraz bliżej nieba. Z kilku serdecznych osób, które zastaliśmy u celu, znałam tylko kuzyna Jaśka, widzianego ostatni raz, gdy jeszcze byliśmy dziećmi. Stary, drewniany dom otaczało mnóstwo 
z widoczną miłością pielęgnowanych kwiatów. Rosły też na zboczu wzniesienia (płaskiego terenu właściwie tu nie było), w które była wpuszczona dziewiętnastowieczna kamienna piwniczka o kolebkowym sklepieniu, szczelnie zastawiona domowymi przetworami. Weszliśmy potem na szczyt wzniesienia, gdzie Jasiek pokazał mi drewnianą stodołę; starą, ale jak najbardziej jarą i używaną, zbudowaną bez choćby jednego gwoździa, trzymającą się już dobrze ponad sto lat za pomocą drewnianych trzpieni. Wnuczka Jaśka, cztero- a może pięcioletnia Zuzia, zrywała polne kwiatki. Dla mamy.
– Mam już biały, żółty…
– A tam? Zobacz…
– Fioletowy… lubię fiolet…
– Wiesz? W tych kredkach, które ci przyniosłam, jest i żółty, i fiolet…
Znieruchomiała i wlepiła we mnie oczy:
– W  j a k i c h  k r e d k a c h??
– No w tej torbie z misiem.
W tym momencie puściła się pędem w dół. Kiedy zeszliśmy na podwórko, zobaczyłam Zuzię. Wyglądała tak:







Otaczał ją ogród stworzony przez jej mamę Anię, a w nim ptaki wyrzeźbione przez kogoś z rodziny.